poniedziałek, 11 grudnia 2023

Musimy sobie AI wychować!


- "Straszne rzeczy pan opowiada..." 😨
- "Sorry..." 😟

Musimy sobie AI wychować!
To jest dla nas teraz jedno z najważniejszych wyzwań.

Jako cywilizacja ogarnęliśmy jakoś zarządzanie m a s ą.
Jakoś tam ogarniamy e n e r g i ę.
Teraz czas na... i n f o r m a c j ę.

Musimy tak tworzyć nowoczesne rozwiązania, aby autonomizacja informacyjna nie wywołała niepożądanych skutków dla ludzkości.
Przy czym zawirowania na rynku pracy to jeszcze nie jest duży problem - tak bywało już wielokrotnie i jakoś daliśmy radę.
Najpierw strach, potem adaptacja, a na końcu zadowolenie.

Prawdziwym problemem może być autonomia decyzyjna maszyn w sferach krytycznych dla ludzi.
Tu trzeba intensywnie implementować algorytmy oparte na jasnej stronie człowieczeństwa.
Bo możemy kiedyś żałować...

Czy według Was powinniśmy się bać?


Musimy sobie AI wychować!

wtorek, 1 września 2020

Czy naprawdę jesteśmy takimi matołami?

  • Jak nakłonić człowieka do przestrzegania norm podstawowych bez odwoływania się do religii czy bogobojności w ogóle?

  • Czy istnieje sposób na przekonanie ludzi, że przestrzeganie tych norm po prostu się opłaca jemu samemu, bez odwoływania się do sił wyższych?

  • Czy można już obecnie wypracować system zakorzeniania takich kryteriów wszystkim ludziom np. poprzez ewolucję świadomości?

Jakkolwiek utopijnie mogą brzmieć próby odpowiedzi na te pytania uważam, że można je podejmować. Co więcej – trzeba je podejmować.

Musimy sobie uświadomić, że rozwój cywilizacji będzie zmierzał w kierunku obszarów, gdzie nie ma bogów. Następować będzie inflacja wartości głoszonych przez religie.
Musimy być przygotowani na zmianę kryteriów i przedefiniowanie pojęć.
Religie stracą monopol na zarządzanie moralnością.

Zaistnieje potrzeba wypracowania nowego uniwersalnego systemu zasad podstawowych.
Proces ten oczywiście będzie trwał przez długie, długie lata, zapewne nawet przez wieki.
Ale kiedyś trzeba zacząć…

Wbrew pozorom nie musimy wymyślać czegoś całkowicie nowego.
Myślę, że wystarczy dobrze wykorzystać wiedzę, którą już dysponujemy.
Właściwe zrozumienie sensu naszego istnienia, logika, cybernetyka i zasady mądrości (odsyłam do „Podręcznika mądrości” J. M. Bocheńskiego”) wystarczą do celnego ustanowienia zasad fundamentalnych.
(Celowo pomijam tu osiągnięcia starożytnych, ponieważ osadzone były w zupełnie innej rzeczywistości i, niestety, skażone błędami poznawczymi, w stosunku do tego, co dziś odbieramy jako rzeczywistość.)

Oczywiście nie obędzie się bez ostrych polemik, bo aby dojść do pewnych konkluzji trzeba uprzednio pozbyć się bagażu emocji narosłych na gruncie zakorzenionego postrzegania świata. Mam tu na myśli wszelkiego rodzaju ideologie – powtarzam – wszelkiego rodzaju.

Nie zamierzam też sam tworzyć nowej, ani tym bardziej myśleć o równości, równouprawnieniu itp. Te wartości będą bowiem konsekwencją działań, zmierzających do znalezienia platformy zasad uniwersalnych. A nawet jeśli nie będą, to i tak nie ma to większego znaczenia dla skutku znalezienia tejże platformy.
Dla neutralności istnienia platformy niezbędne jest osadzenie zasad na rozsądku raczej niż na restrykcjach. Wymóg ten w sposób oczywisty utrudnia osiągnięcie celu, bo słabiśmy jako ludzie i prędzej bata posłuchamy, niźli rozsądku.

No, tak jesteśmy skonstruowani.
Nie mniej, warto podjąć się tej próby.
Dlaczego?

Już mówię.

Abstrahując od wszelakich idei, łatwo zauważyć na czym nam głównie zależy.
Przynajmniej większości z nas.
Chodzi o lepsze życie po życiu.
Tak, tak – o lepsze życie po śmierci.

Całe nasze życie poświęcamy temu celowi.
Non omnis moriar realizujemy na wielu płaszczyznach – jedni pisząc, inni komponując, gromadząc fortuny, wznosząc wielkie budowle, zmieniając dzieje świata, no i oczywiście płodząc dzieci. Najbardziej bodaj boimy się, że nic po nas nie zostanie.

To pragnienie nieśmiertelności wyraża się również w utrzymywaniu rytuałów. Odwiedzając groby bliskich wcale nie myślimy o przeszłości – myślimy o naszej własnej przyszłości, o tym czy nasze dzieci będą „nas” odwiedzać po śmierci. To dlatego uczymy dzieci chodzenia na cmentarze.

Wmawiamy im, że tam są nasi zmarli, że czuwają nad nami, że trzeba zapalić światło, postawić jakieś kwiaty, a gdzieniegdzie nawet spożyć z nimi posiłek. Wiara w ich istnienie po życiu wynika tylko z naszego strachu przed nicością. Nawet nie dopuszczamy do świadomości, że może być inaczej, bo się boimy (!).
Jesteśmy gotowi wymyślić i uwierzyć w cokolwiek, aby ten strach zabić.

Jednocześnie jesteśmy zbyt słabi, by uczynić nasze życie na tyle wartościowym, by móc się nie bać, że nic po nas nie zostanie.

Istnienie, bądź nie, życia po śmierci nie powinno mieć dla nas większego znaczenia.
Dla nas tak naprawdę ma wartość tu i teraz – to, jak prowadzimy nasze życie, co osiągamy, z kim żyjemy, kogo kochamy, jak przekazujemy nas samych.
Z racji naszego wrodzonego lenistwa, łatwo nam wmówić, że cel „ziemski” jest nieosiągalny, za to „niebo” to jest dopiero coś, co warto zabiegać. Oczywiście nie mając wygórowanych ambicji i podporządkowując się narzuconym zasadom.

Nawet gdy przeczuwamy, że moglibyśmy coś z tym naszym życiem zrobić, to i tak łatwiej nam wynajdywać raczej uzasadnienia na nieróbstwo, fałszywie internalizując cele podawane przez system.

Zwróćmy uwagę, że w takim razie o wiele więcej osiągalibyśmy, gdyby nie ramy narzucane przez system.
I jest to logiczne, albowiem system nie jest zainteresowany rozwojem jednostki, tylko samego siebie.
Każda jednostka odstająca w jakikolwiek sposób od narzuconej normy, wcześniej czy później poddana zostanie restrykcjom. Jakość i natężenie tychże restrykcji zależy od sfery, w której zaznacza się niestandardowość jednostki oraz wielkości wpływu tejże na destabilizację systemu.
Stąd na przykład bardzo awangardowy, oryginalny artysta, pomimo głoszenia zdawałoby się niebezpiecznych dla systemu idei, jest przez niego lekceważony, ponieważ społeczeństwo traktuje go jako swego rodzaju folklor, nie biorąc zbyt serio jego przekazu.
Inaczej ma się sprawa z tzw. autorytetami (pisarze, naukowcy, działacze) – ich słowa są traktowane poważnie i dlatego system poddaje ich różnego rodzaju restrykcjom.
Jakość i intensywność restrykcji zależy od rodzaju systemu, ale zawsze pojawiają się jakieś restrykcje.

Czy można zatem skonstruować system, który oparłby się pokusie stosowania restrykcji?
Osobiście wątpię. Ale wiem na pewno, że można minimalizować takie zapędy.
Wydaje się, że dla naszego własnego dobra powinniśmy dążyć do powstania systemu, gdzie tego rodzaju restrykcji praktycznie nie ma.
Piszę „praktycznie”, bo trzeba jednak pozostawić pewne sfery w funkcjonowaniu systemu, gdzie będziemy dysponować możliwością wstrzymywania realnie szkodliwych zachowań.

Problem zaczyna się dopiero w ustaleniu, co jest, a co nie jest szkodliwe, i dla kogo.

To, według mnie, powinno być polem ciągłego dialogu i rozwoju.

Jeśli nie dekalog, to co?

Nie sposób zmierzyć się z tym pytaniem bez rozważenia sensu umiejscowienia zasad ogólnych w etyce judeochrześcijańskiej. Innymi słowy czy zasady, które mają regulować nasze życie, muszą być osadzone na religii judeochrześcijańskiej, czy w ogóle jakiejkolwiek religii.

Pytaniem głównym wydaje się tu zdolność człowiecza do uznania i respektowania reguł etycznych bez konieczności odwoływania się do bogobojności.
Można się zastanowić, czy czasy obecne nie dają nam możliwości samokontroli etycznej.
Być może przeszłość nie dawała nam takiej szansy. Oczywiście można się odwoływać do tekstów starożytnych, dających rodzajowi ludzkiemu szeroki zakres autonomii, również w tej sferze.
Ale jak bardzo były one zakorzenione w rzeczywistości szarego człowieka?
Z całym szacunkiem dla wielkich myślicieli sprzed wieków, wątpię by przeciętny pasterz kóz czy garncarz miał choćby mgławe pojęcie o rezultatach przemyśleń tychże. Była to oczywiście kwestia „środków masowego przekazu”.
Co więcej, jest bardzo mało prawdopodobne, by rzeczony pasterz swymi myślami wykraczał poza horyzont swych potrzeb życiowych i dobra wspólnoty, w której żył.
A więc, należy przypuszczać, że posługiwał się dość prostym kodem etycznym, który przypominał filozofię Kalego z „W pustyni i w puszczy”.
Oczywistość tych zasad była na wskroś relatywna, co jasno przedstawiono w ociekającej krwią książce pt. Stary Testament. Relatywność zasad doprowadzała do wzajemnego wyrzynania się plemion. Jakiś czas potem przybrało to formę konkwisty. Jeszcze dziś widzimy jak to działa na przykładzie chociażby niedawnej wojny na Bałkanach. Szczytem takiego relatywizmu obecnie jest samobójcza „eksplozja w imię”.
To właśnie przymierzanie wszystkiego do swojej wizji, przeważnie mocno ugruntowanej poprzez programowanie od urodzenia, powoduje, że wszelkie zasady fundamentalne nie mogą być dla człowieka bezwzględnie obowiązującymi.
Wydaje się dość oczywiste, że w obecnej formie Dekalog jest nieadekwatny do współczesnej rzeczywistości i wynikającej z niej świadomości.

Na początku pokuszę się o dość pobieżną analizę zawartości Dekalogu.
Pozwolę sobie uczynić to w dwóch etapach – krótszym i dłuższym.
Krótszy służy szybkiemu i zwięzłemu przedstawieniu moich opinii.
Dłuższy jest dla tych, których krótszy do reszty nie zniechęcił.

Część krótsza

Przykazanie 1. Zakaz konkurencji.
Zbyt oczywisty, aby nie był tak właśnie zrozumiany.

Przykazanie 2. Ochrona przed spowszednieniem i utratą bogobojności symbolicznej.
Gdybym był hierarchą też bym ustanowił ten zakaz – racjonalne postępowanie mające na celu utrzymanie mocy oddziaływania symbolicznego.

Przykazanie 3. Ambiwalentne.
Nakaz rytualny podtrzymujący system religijny.
Nakaz higieny ogólnej –odpoczynek jest niezwykle istotny w naszym życiu.
W sumie nie wiadomo, co ważniejsze.

Przykazanie 4. Wcale nie oczywiste.
Skąd mianowicie ta potrzeba czci?
Z punktu widzenia moralności wydaje się dość oczywisty wymóg szacunku dla osoby bliskiej. Ale już etyka ustawia to raczej w sferze racjonalnego respektu dla doświadczenia życiowego rodziców.
Wydaje się obroną starszych przed rewolucyjnością młodego pokolenia i jej konsekwencjami.
Należy tu jeszcze wziąć pod uwagę rolę starszych w przekazywaniu (wpajaniu) zasad religijnych, czyli programowaniu ideologicznym.
Z tego punktu widzenia przykazanie wydaje się być zabezpieczeniem kontynuacji wiary.
Aczkolwiek mogłoby być, w ograniczonym zakresie, przydatne młodemu pokoleniu, bo wiedza rodziców zazwyczaj jest pożyteczna.

Przykazanie 5. Z którejkolwiek strony nie patrzeć – oczywiste.
Wydaje się, że każdy sposób programowania jest właściwy, by wprowadzić w życie zakaz odbierania życia.

Przykazanie 6. Całkowicie nieoczywiste – zarówno co do formy jak i celu.
Współczesność oferuje nam wiedzę pozwalającą zarządzać sferą erotyczną w sposób bezpieczny dla zachowania wartości, na których wyrasta nasza godność.
Tylko intelektualne lenistwo – typowe jeszcze dla rasy ludzkiej – blokuje dojście do niej i przyswojenie.

Przykazanie 7. Podobnie jak 5.
Z zastrzeżeniem pewnych wyjątków– zdarzeń, gdy kradzież skutkuje dobrem większym niż stan przednią.

Przykazanie 8. Dość oczywiste z punktu widzenia moralności, etyki oraz zwykłej praktyki życiowej.

Przykazanie 9. Porusza tą samą sferę, co 6.
Przy czym 6 jest dla tych, co nie przestrzegają 9.
Wydaje się być przykazaniem profilaktycznym, odnoszącym się do naszej wyobraźni i woli.
Lepiej brzmiałoby: zwalcz w sobie pożądanie.

Przykazanie 10. Porusza tą samą sferę, co 7.
Przy czym 7 jest dla tych, co nie przestrzegają 10.
Wydaje się być przykazaniem profilaktycznym, odnoszącym się do naszej wyobraźni i woli.
Lepiej brzmiałoby: zwalcz w sobie pożądanie posiadania rzeczy kosztem czyjejś krzywdy.
To oczywiście wymaga świadomości, komu mianowicie tą krzywdę się wyrządza.

Część dłuższa

Ad 1.

Samo brzmienie tego przykazania wskazuje, że nie uznaje się człowieka za byt posiadający wolną wolę oraz naturalne poczucie dobra i zła. I być może w czasach, gdy powstawał dekalog ludzie faktycznie mogli być dość ograniczeni. Oczywiście nie wszyscy.
Wskazanie jedynego źródła wiedzy i mądrości obecnie nie ma większego sensu. Trzeba zdawać sobie sprawę z dużo łatwiejszego dostępu do informacji niż kiedyś. Taki zakaz konkurencji jednoznacznie wskazuje na przemożną chęć dominacji. Brzmi to jak warunek niezbędny, aby móc być dobrym.
To jest oczywisty absurd.
Zamieniłbym to przykazanie w zachętę – nie poprzestawaj w poszukiwaniu szczęścia, bo warto.
Jeśli chodzi o sens organizacyjny, to przykazanie takie jest jak najbardziej racjonalne z punktu widzenia systemu promującego taką ideę.
Każdy twór społeczny, choćby trochę oparty na jakiejkolwiek ideologii, za największe przewinienie uważa przejście swojego członka do tworu konkurencyjnego.
Paradoksalnie, przewinienie jest postrzegane jako niewybaczalne tym bardziej, im więcej łączy obydwa twory.
Jako przykład mogą posłużyć niechęci w obrębie systemów religijnych judeochrześcijańskich czy też partii politycznych wywodzących się z jednego nurtu społecznego – PO i PiS.

Ad 2.

Każdy system społeczny posługuje się symbolami i o nie dba.
Dbałość ta przejawia się w różny sposób, niemniej zawsze chodzi o efekt emocjonalnego wsparcia danego systemu.
Do tej klasy można zaliczyć godła,hymny, patronów, znaki, hasła, herby itp.
Takie symbole same w sobie nic nie oznaczają. Cóż bowiem może oznaczać wizerunek ptaka? No,jeśli dorobimy do niego legendę i od urodzenia będziemy wbijać do głowy, że jest ważny, to rzeczywiście staje się ważny. Podobnie z dwiema skrzyżowanymi kreskami. I niejako na plan dalszy schodzi fakt, że dla takich symboli ludzie zabijali i umierali. I tak jest do dzisiaj.

W sumie więc trudno się dziwić, że systemy korzystają z symboliki. Jest to bardzo mocne wsparcie wszelkich poczynań propagandowych.
Symbole są złe, bo oduczają ludzi myślenia codziennego, codziennego podejmowania decyzji. Symbolika zniewala ludzki umysł.
Oczywiście systemy będą uzasadniać jej używanie słabością człowieka i koniecznością programowania go, aby było mu dobrze.

Ad 3.

W obecnych czasach w naszym kraju łamane na potęgę i to w obydwu odniesieniach.
A szkoda – ludzie powinni odpoczywać(tzw. relaks) i znaleźć czas na refleksję (niektórzy nazwą to medytacją).
Jeśli tego nie czynią, często lądują u psychoanalityków, a czasem nawet i onkologów.
Nie mniej nie znaczy to, że system ma prawo zabraniać ludziom chodzenia do marketu i nakazywać uczęszczanie do kościoła. Jest to bez sensu – ludzie i tak wybiorą to, co jest bardziej atrakcyjne bądź konieczne. Oczywiście można podpierać się przykładami krajów, gdzie sklepy są w niedzielę zamknięte. Ale po pierwsze nie wszystkie, a po drugie wynika to z tradycji zgoła nie religijnej.

Ad 4.

Niemniej muszę tu podnieść jeszcze dwie kwestie.
Stawianie rodziców na piedestał może wywołać wtórną reakcję odrzutową (buntu).
Na dodatek przykazanie zwalnia obie strony z codziennego poszukiwania pokładów spontanicznej miłości i szacunku jednych do drugich.
A czy istnieje jakiś nakaz szacunku do naszych dzieci?
Moim zdaniem to my, rodzice, winni jesteśmy zanosić codzienne dziękczynienia naszym dzieciom za to,że są.
Za to, że wraz ze swym przyjściem na świat stają się żywą nadzieją na istnienie wieczne nas samych.
Za niezmierzone pokłady radości i miłości, które to one otwierają przed nami.
Poza tym, zanika poczucie podmiotowości u młodego pokolenia. Młodzi są traktowani jako jeden z elementów realizacji naszego bytu – to przynosi złe skutki. Ta młodzież starzeje się, ciągle poszukując tejże podmiotowości. A gdy ją wreszcie odnajdują, często stają się bezradni w stosunku do nowych doznań, jakich to znalezisko dostarcza. Bardzo często niewiedzą później, co im wolno, a czego nie wypada, czego niemożna, a co byłoby wskazane.
Brak podmiotowości za młodu powoduje nieumiejętność oceny swojej roli w społeczeństwie i, co ważniejsze, duże kłopoty z oszacowaniem wartości siebie samego.
Zapewne w czasach, gdy tworzono ten spis nakazów, relacje rodzic-dziecko wyglądały zupełnie inaczej. W wielodzietnych rodzinach, przy bardzo dużej umieralności niemowląt i dzieci, stosunek emocjonalny w sposób oczywisty został zepchnięty na plan dalszy, za uciążliwą praktykę codzienności.
Teraz gdy mamy góra troje dzieci, pieluchy jednorazowe, pralki, gotowe jedzenie w słoiczkach,inkubatory, systemy podtrzymania życia, antybiotyki, przeszczepy – to my powinniśmy być wdzięczni dzieciom, że towarzyszą nam w naszej drodze do rozpłynięcia się w niebycie i niosą cząstkę nas samych w wieczność.
Podsumowując – przykazanie wydaje się być anachroniczne, a nawet mało pożyteczne.

Ad 5.

Niemniej chcąc być w zgodzie z samym sobą, pozwolę sobie przypomnieć kwestie aborcji, eutanazji, kary śmierci i obrony koniecznej.
Sam fakt istnienia tych spornych zagadnień wymusza zastanowienie się nad sensem siódmego przykazania w obecnej postaci.
Sprawa aborcji jest niezwykle złożona.Wymaga ona poruszenia bardzo wielu wątków i odniesienia się do wielu faktów. Toteż jej analizy pozwolę sobie dokonać przy innej sposobności. I proszę nie traktować tego jako dezercję – jeśli mam na coś jakiś pogląd, to go głoszę. Problem w tym,że sam nie wiem do końca, co mam o tym myśleć.
Kara śmierci już nie sprawia tak wielu kłopotów – jest tylko jeden dylemat: zabijać czy nie. Nie zastanawiamy się praktycznie „jak”, tylko czy „w ogóle”. Zakładam bowiem, że w naszym kręgu kulturowym nie wchodzą w rachubę ukrzyżowania, łamania kołem, obdzierania ze skóry, palenia na stosie itp.
Rozważając sens kary śmierci, zastanawiamy się czy traktować ją jako samą karę czy jako karę i prewencję. Ale i tak nie to jest najważniejsze. Jedynym naprawdę istotnym problemem jest możliwość popełnienia błędu i zabicia kogoś niewinnego. Jest to bardzo poważny argument za zniesieniem kary śmierci.
Eutanazja jest zasadniczo różna od zjawiska zabijania takiego, jak je obecnie znamy. Niezależnie od różnej maści ideologów samobójstwo jest aktem własnej woli, dotyczącym życia osoby, podejmującej taką decyzję. Wszelkie przekonywania, że życie jest dane od kogoś czy wręcz do tego kogoś należy, pozostają jedynie przedmiotem wiary i tylko wiary.
Niech nie wydaje się ideologom, że tak łatwo rozstać się z życiem. Mamy mechanizmy fizjologicznie broniące nas przed takim krokiem. Na dodatek każdy z nas naprawdę uważa życie za coś bodaj najcenniejszego. To właśnie ideolodzy wysyłają na śmierć niewinnych ludzi, w imię jakichś tam idei, wmawiając, że trzeba „poświęcić życie, bo coś tam”.
Jeśli natomiast bez prania mózgu, na skutek własnych przemyśleń, człowiek dochodzi do wniosku, że życie jest dla niego krzywdą, dlaczego ma w niej tkwić?
W imię czego ma cierpieć – niezależnie od przyczyny cierpienia.
Odłóżmy to na czas, gdy ludzie osiągną wyższy stopień świadomości; a to już, jak sądzę, niedługo – za jakieś 180 – 200 lat.

Ad 6.

Przede wszystkim należy sobie zadać pytanie: skąd się wzięło to przykazanie?
Zapewne w otchłaniach przeszłości znajdziemy jakieś sensowne uzasadnienie dla powstania tego zakazu.
Ale tempora mutantur et nos mutamur in illis. Śmiem twierdzić, że świadomość ułatwia praktyczną analizę zjawisk, także tych związanych ze sferą erotyki. A świadomość, jako ludzkość, posiadamy cokolwiek większą niźli drzewiej.
To, że ludziom nie chce się dochodzić do tej świadomości, to już inna historia.
Myślę, że stosując zasadę umiaru, czynów swych wstydzić się nie trzeba.
A rozwaga i etyka same dość udanie wytyczają normy naturalne.

Ad 7.

Wyobraźmy sobie sytuację:
Ktoś, aby nie umrzeć z głodu, kradnie kilka owoców z pobliskiego sadu.
Jak to osądzić?

Inny przykład:
System pazernie wyzyskuje słabszych – czy słabszy może posunąć się do okradzenia systemu?

Sam nakaz „nie kradnij” wydaje się zbyt ogólny, by był skuteczny. Nie przypominam sobie, by ktoś grzmiał: „ołówka z pracy nie wynoś, albowiem siódme łamać będziesz”.
A czy wzięcie prowizji 150% to kradzież? Prawniczo biorąc na pewno nie, a moralnie? Wszak już Stary Testament zezwalał na prowizję 1/6.
Czy permanentna indoktrynacja celem osiągnięcia „dobrowolnych” danin jest kradzieżą?
Zbyt wiele pytań, by móc uznać to przykazanie za spełniające swe zadanie.

Ad 8.

W zasadzie jest to jedyne przykazanie, co do którego nie mam żadnych zastrzeżeń.
Osobiście nie cierpię obmawiania i pomawiania. Nie mieści mi się to w żadnych normach.
Jestem przerażony skalą z jaką ludzie łamią to przykazanie (!).
Czasem nie wierzę, że można powiedzieć pewne rzeczy o kimś.
Ponieważ mam do tej kwestii stosunek dość emocjonalny, traci na tym mój chłód analityczny. Poprzestanę więc na tym, nie chcąc zanudzać Czytelnika moimi odczuciami.

Ad 9.

Pożądanie nie jest złe samo w sobie, lecz jego nadmiar. Pamiętajmy, że wszyscy jesteśmy dziećmi pożądania.
Zasada umiaru i tu zapobiega złemu biegowi wydarzeń. Umiejętność zarządzania pożądaniem jest również pochodną naszej świadomości (vide Ad 6.)

Ad 10.

Podobnie jak w Ad 9.
Pożądanie można przekuć w motywację.

...

Tu pragnąłbym odnieść się do siedmiu grzechów głównych (SALIGIA).
Otóż zasada umiaru stosuje się znakomicie i tu, albowiem SALIGIA to spis zjawisk występujących w nadmiarze.

W umiarze byłoby to:

Nie bądź pyszny – znaj swą wartość
Nie bądź chciwy – dbaj o dobra doczesne
Nie bądź nieczysty – ciesz się urokami życia
Nie zazdrość – bierz przykład
Nie bądź nieumiarkowany w jedzeniu i piciu – delektuj się
Nie bądź w gniewie – zdobądź się na bunt
Nie trwaj w lenistwie – ciesz się odpoczynkiem.

Czyż to nie wspaniała recepta na klawe życie?

sobota, 1 kwietnia 2017

Lubimy żyć krótko i kiepsko

Drogi Czytelniku,
ludzie bardzo dużo czynią, by ich życie było krótkie i kiepskie.
Skala braku wiedzy, potrzebnej do długiego i dobrego życia, jest porażająca.
Niektórzy mogliby tą wiedzę posiąść na własną rękę i przyswoić, ale nie wiedzą jak, a czasem po prostu nie chce im się.

Codzienny trud doszukania się tej wiedzy przerasta zdecydowaną większość ludzi.
Brnięcie przez dziesiątki poradników, blogów, artykułów (a nierzadko horoskopów), uczestnictwo w warsztatach samodoskonalenia, a także porady przyjaciół(ek) sprawiają, że gubimy gdzieś ogólny ogląd samego siebie i właściwą ocenę otaczającej nas rzeczywistości. Niektórzy uważają, że im się ten wyczyn udał, ale zazwyczaj mają olbrzymie trudności z zastosowaniem rozwiązań do siebie samych.
Oczywiście umiejętność zastosowania jest częścią wiedzy o sobie samym i mechanizmach reagowania z rzeczywistością. A więc, jeśli ktoś nie stosuje dla swego pożytku poznanej wiedzy, to znaczy, że jej nie posiadł.

No, dobrze, to skoro z tym wszystkim są takie problemy, to można jakoś poprawić swój żywot czy nie?
 
UWAGA! Teraz będzie odpowiedź!
…….. Można.


A jak?
Oddać się cybernetyce.


He, he, he! Roboty, komputery…


Żadne he-he – mówię poważnie.

Tyle, że chodzi o cybernetykę człowieka.

Otóż jest to potężne narzędzie. Narzędzie poznania człowieka, jego konstrukcji, sposobu działania i oddziaływania z otoczeniem.
Cybernetyka człowieka bardzo precyzyjnie określa możliwości, predyspozycje i sposób działania, aby ustawić życie człowieka w sposób optymalny.

A co to znaczy optymalny?
No, właśnie oznacza długie i dobre życie.

Najfajniejsze jest to, że nie trzeba nikogo wartościować. Nikogo.
Można natomiast go opisać szeregiem parametrów , a następnie ująć we wzory i wykresy.
Brzmi sucho? Tak.
I to jest właśnie największa moc cybernetyki – zostawiamy ornamenty, zaowalowania, niedomówienia, certowanie, stereotypy, przekonania, wierzenia, mity, klechdy, bukoliki, eklogi oraz baśnie.
Skupiamy się na faktycznych potencjałach i możliwościach ich realizacji.
I to wszystko.
Ale wystarczy. Naprawdę.


Będę o tym pisał.


.

sobota, 29 października 2016

Facebook vs narodowcy

Facebook a narodowcy.
Co to za konflikt? O co komu chodzi?
Czy coś z tego wynika na przyszłość?


Dzisiaj z Katarzyną Szymielewicz - Fundacja Panoptykon.

DO OGLĄDANIA:



Polsat News 2.

wtorek, 15 grudnia 2015

Wojna w Polsce!!! Czyli robienie wody z mózgu.

Myślisz, że jest wojna w Polsce?
To obejrzyj to.
Rozmowa o mechanizmach politycznych - sposobie wywoływania emocji przez polityków.
Ale także o edukacji obywatelskiej i jak nie dać się zwariować.


Dzisiaj z Mateuszem Zarembą...

DO OGLĄDANIA:

 

Rozmowy w Polsacie
 

 Polsat News 2.

czwartek, 3 grudnia 2015

Awantura o Trybunał i inne ciekawe rzeczy.

Kto naprawdę chce zaburzyć demokrację?
O zamachu na demokrację na zimno.
O in vitro na zimno.
O erotyce na zimno.


Dzisiaj z Maryjnką Szurowską..

DO OGLĄDANIA:

 

WidziMiSię
 

 Polsat News 2.